Steven Universe Fanon Wiki
Advertisement

Witaj, Czytelniku, powierniku historii Erytryn. Cieszę się, że razem możemy przyglądać się jej, młodemu jeszcze, życiu i sercu. Być może zastanawiasz się, kim jest ta błękitna mała Klejnotka, która trzymała ją za rękę i z takim głodem Miłości patrzyła jej w oczy. Całkiem słusznie, zresztą. Dobrze jest wiedzieć więcej o pięknęj łabędzicy, tańczącej w naszym balecie.

Ma na imię Annabergit.

A włściwie Annabergit Faseta-0 Y-Omnikron My Omnikron Rho Phi Jota Alfa 0. Kiedy po praz pierwszy przedstawiła się innym ze swojego gatunku, niektórym ciężko było wyjść z podziwu, że mogła ona nadać sobie tak długie imię bez niczyjego pozwolenia, jakby uważała się za co najmniej Dia...ćśś, po co nadużywać imienia, nie obrażąjmy majestatu...Dlatego jednogłośnie podjęto decyzję, żeby w oficjalnych statystykach, prowadzonych dla udokumentowania tożsamości - a raczej liczebności - nowo wyhodowanych Klejnotów, umieścić ją pod nazwą Annabergit Faseta-0 0. Co w istocie nie jest zbyt fortunnym zabiegiem, w końcu mało komu świadomość noszenia imienia "podwójne zero" sprawiałaby przyjemność.

Wśród innych jej podobnych nie wyróżniała się szczególnie. Kiedy się ją zobaczyło, pierwszym, co na pewno cieszyło oczy, była jej piękna skóra - błękitna, jak samo niebo. Na przepięknej, okrągłej twarzyczce, Niewypowiedziany Artysta umieścił - jak dwa brylanty w diademie - parę ślicznych, niebieskich oczu. Wytrawny obserwator zgodziłby się ze mną, że w tym błękicie oczu pływała sobie gdzieś, radośnie i flirtująco - smuga koloru zielonego jabłka. Na powiekach spoczywał spokojnie ciemny cień. Równie pięknie prezentował się zgrabny nosek, otoczony niesforną zgrają uroczych, ciekawskich piegów. Annabergit obdarzała świat bardzo nieśmiałym uśmiechem malutkich usteczek. Na jej ciele - morskoniebieska sukienka, trochę podobna do tych, jakie czasem możemy spotkać u tancerek baletowych, albo małych dziewczynek. Sięgała do połowy zgrabnych ud, a stopy - bose. Właściwie, tak powinna wyglądać standardowa Perła...ale ten strój idealnie do niej pasował. Na głowie lśniły krótkie, kręcone, niebieskie loki, misternie splecione w przypominającą kwiat konstrukcję, z której wystawały brudnoniebieskie wstążki, powiewające na wietrze. A wszystko to zawarte w istotce mającej zaledwie 1,50 m i filigranową budowę. Sukienka kończyła się na piersiach...kończyłaby się.

Piersi nie było. Obu. Zamiast jedej - prawej - pysznił się blaskiem błękitny kamień pozbawiony fasety. Niby drobny szczegół, ale zostawił swój ślad w psychice młodego Klejnotu. Jakkolwiek nie patrzeć, niczego by się nie znalazło i nie była to wcale wina Annabergit. Mimo dowolności w wyborze wyglądu swojego hologramu w formie stałej, jakaś nienazwana blokada nie pozwalała jej wytworzyć akurat tej swojej części, pomimo długich i usilnych starań we wnętrzu ziemi. Takiej wewnętrznej walki nie powinien przeżywać żaden Klejnot. Ciemności, które ją otaczały, były więzieniem i dusiły rodzące się wewnętrzne światło. Hologram nie miał możliwośći do płynych zmian, lecz zdawał się zacinać, dając ten sam, nikły, defektywny, niechciany obraz. Pulsujący rytmicznie, mocno, jak przeciążone serce. Jedyną opoką i źródłem życia była rozwijająca się tuż obok purpurowa skała. Nierozwinięta, kruchutka i wystraszona Annabergit postanowiła przycupnąć jak najbliżej niej i z niej czerpać życie i światło. Cofnęła się do formy klejnotu i przytuliła erytrynowy pączek, jakby wyciągała ku niemu ręce.

- Kto Cię wyhodował? - pytały mijające ją Jaspisy

- Z której jest ściany? - zastanawiała się zgraja impertynenckich Rubinów.

Annabergit nie potrafiła odpowiedzieć na te wszystkie pytania, ponieważ ją i Erytryn łączyły tajemnice. Jednak teraz, już po swoim wyjściu na powierzchnię musi zmierzyć się ze sobą i swoim brakiem, a także dołączyć do innych Annabergitów w ich obowiązku. Następny krok - ku Agatom. One umieją przydzielić innym zadanie.

Advertisement