Steven Universe Fanon Wiki
Advertisement

- Samą! Zostawiła mnie samą! Po tylu latach niewoli, tylu bezustannych nocach spędzonych na wołaniu o pomoc! Nagle ona leci na ratunek swojej planecie, jak superbohaterka dla ubogich, a mnie zostawia, jak, nie przymierzając, śmiecia! Co ona sobie myśli!

- Ehm, Eri...jak wiem, że jesteś niebyt w humorze, ale spróbuj zobaczyć w tym jakieś dobre strony.

Erytryn nie była w nastroju do miłych wspominek. O nie, teraz jej nastrój błagał, żeby móc strzelić Hemi porządnego kopa. Ale nie było to teraz osiągalne i purpurowy - i z natury i z gniewu - Klejnot, chodził w kółko po gołej ziemi, wymachując rękami i miotając wokół siebie ostrzegawcze błyski.

- Dobre strony? Idokraz, zrozumże, stąd nie ma wyjścia! Jesteśmy tu uwięzione, kto wie, na jak długo! Poza tym, jeżeli jej kara już minęła, to skąd mogę wiedzieć, czy ja też nie mogę już przypadkiem wracać?

- No właśnie!

- Co?

- Jesteśmy tu uwięzione we dwie. A nawet we dwie plus prawdopodobna nieskończoność, którą właśnie nosisz w kieszeni - słysząc to, Erytryn sprawdziła, czy klejnot Hiacynt dalej leży tam, gdzie leżeć powinien - to stwarza świetną sposobność do tego, żeby trochę bliżej się poznać.

- Chyba nie mamy innego wyjścia. Ups, wybacz, Ido..

- Ido. Ładnie. Możesz mi mówić Ida. U mnie w domu nikt tak do mnie nie mówił.

Erytryn zawahała się przez moment. Spojrzała badawczym okiem przedszkolanki na swoją rozmówczynię - uśmiechnięty od ucha do ucha korpusik z głową bardziej rozczochraną, niż jakikolwiek Jaspis, którym przyszło jej się zajmować. Tak pokrzywdzona przez mateczkę biologię, jakim cudem ominęło ją kruszenie, czy choćby zabańkowanie? A ona wciąż jest. I do tego jest taka radosna!

- Ano jestem. I raczej nie zamierzam tak szybko z tym skończyć, kochana.

Eri stanęła, jak wryta, w pół kroku.

- Słyszałaś moje myśli? Nie chciałam Cię w żaden sposób obrazić, ja tylko...

- Nie, Eri, nie słyszałam Twoich myśli. Nie muszę. Jest taka bardzo ładna zdolność, którą maja Idokrazy. Umiemy patrzeć sercem.

- Co to znaczy?

- Ojej - Idokraz zaśmiała się serdecznie - na Homeworld musi być chyba bardzo krucho, skoro Klejnoty nie wiedza tam, jak się patrzy sercem. To znaczy - z Miłością. Widzę tego, kim jest ten, na którego patrzę. Myślisz, że tego nie potrafisz?

Ta zastanowiła się. Pomyślała o wszystkich Klejnotach, które powstały w jej Przedszkolu. O wszystkich tych słoneczkach, patrzących na nią niewinnym wzrokiem kogoś, kto jeszcze nie doświadczył, czym jest zło. Wzrokiem, którym i ona patrzyła, dopóki nie Arsen. Dopóki nie...

-...Hemi? Hemi Cię skrzywdziła?

Erytryn spochmurniała.

- Ido, to długa historia.

- Nigdzie nam się nie spieszy, prawda? Z chęcią jej wysłucham - Ida uśmiechnęła się jeszcze szerzej, ale nie natrętnie, tylko z troskliwą ciekawością dziecka.

- Może zróbmy tak. Pójdziemy do domu, tak, jak sugerowałaś. Po drodze Ty opowiesz mi co nieco o sobie, a ja w zamian odwdzięczę się swoja historią. Co Ty na to?

- Pewnie! - Idokraz aż podskoczyła, znaczy się, lekko zadrgała i zaraz opadła plecami na ziemię.

- Nie bój żaby. Zaniosę Cię - zaśmiała się Erytryn, podnosząc delikatnie Idokraz i biorąc ją w ręce - aleś Ty ciężka!

- Wcale nie. To Ty masz słabe ręce - zachichotała tamta pod nosem.

- No, to ja idę, a Ty opowiadaj.

- A więc... - nabrała powietrza - jak już wiesz, nazywam się Idokraz. A właściwie dokładnie to Idokraz Faseta-4 YF...nie, YJ, nie, czekaj - wydęła się, z całej siły sobie przypominając - już wiem! Idokraz Faseta-4 YG - Chi Alfa Rho Alfa 5!

- Ładnie. Skąd pochodzisz?

- Nie wiem.

Erytryn zatrzymała się.

- Naprawdę nie wiesz, gdzie przyszłaś na świat? - próbowała schylić się tak, żeby spojrzeć trzymanej w rękach koleżance w oczy. ale nie było to takie proste, zwłaszcza, że, trzymana przez nią, Idokraz przewyższała ją o półtorej głowy.

- Pamiętam, że było tam naprawdę pięknie. Cały świat mienił się tysiącami kolorów. Jakby planeta zbudowana była ze światła.

Erytryn zamyśliła się. Światło...fascynowało ją od jej powstania. Wypełniało ją, z nim tańczyła i pracowała, gdy pomagała rozwinąć się Klejnotom w Przedszkolu, których istotą i tworzywem było przecież ono. Kochała je. Ono zawołało ją na świat. A jej światło..

- Słuchasz mnie? Eri, aleś Ty niedobra!

- Przepraszam, Ido. Już, opowiadaj. Słucham oboma uszami.

- Chciałam wyjść ze swojej jamy, ale udało mi się tylko wywalić na twarz, bardzo elegancko zresztą - zaśmiała się Seledynowa - na szczęście Anatazja mnie wyniosła.

- Kim jest Anatazja?

- Nie znasz Anatazji? No tak, przecież Wy się nigdy nie widziałyście. Pamiętałabyś ją. Najlepszy Klejnot na świecie. Najpiękniejszy Anataz na świecie. Moja starsza siostra. Tam, gdzie się urodziłam, są tylko Anatazy i Idokrazy.

Siostra...na dźwięk tego krótkiego, acz bogatego w treść słówka, Eri zakręciła się łza w oku. Tak długo już nie widziała Anni. Na pewno teraz walczy na jakimś froncie. Ona, taka biedna, kruchutka. A jeżeli już ktoś ją rozbił?

- Nie byłam tam chyba jednak bardzo długo. Wszyscy cieszyli się moim pojawieniem się, a mimo to, już następnego ranka, obudziłam się tutaj. Sama, na zimnej ziemi, z dala od domu. Nie wiem, skąd się tutaj wzięłam, ani kto mnie tu przyniósł.

- Biedna, bardzo Ci współczuję.

- Ależ Eri, gdyby nie to, to nigdy nie spotkałabym tych uroczych, pomarańczowych Klejnotów. Hiacynt zaproponowała mi mieszkanie i schronienie. Pomogła mi, kiedy byłam w potrzebie. Uratowała przed kimś, kto chciał mnie skruszyć. Kiedy zaprowadziła mnie w piątkę do swojej wioseczki, poznałam ją. Dowiedziałam się o bataliach, które się tu toczą. Że obie trafiłyśmy na pole bitwy. Obiecałam chronić je najlepiej, jak potrafię.

- Piękna obietnica.

- Ale wiesz, sporo śmiechu było ze zrealizowaniem jej. Wyobraź sobie mnie biegającą po polu walki z dzidą, albo czymś podobnym! Chyba w zębach! I chyba musiałyby mną rzucać, jak piłką - Idokraz dziko się śmiała, na samą myśl takich dziwnych harcy. Ze śmiechu tak się trzęsła, że Erytryn ledwo udało się ją utrzymać.

- I kiedy zrozumiałyście, że najlepszym pomysłem będzie fuzja?

- Po pierwszych nietrafieniach mną do celu. I tak powstała Serandyt i taka jest moja historia. Jesteśmy już w wioseczce, więc - Idokraz stoczyła się z dłoni Eri, upadając na plecy - teraz Twoja kolej.

Eri podniosła ją i oparła o najbliższą ścianę. Następnie przyklęknęła, żeby być na jej wysokości i zaczęła swoją opowieść.

- Moje pełne imię to Erytryn Faseta - 8 Phi Omega Sigma 9. Powstałam na Homeworld, w dolinie Y, razem z...

- ...ze swoja siostrą?

- Tak, Ido, z moją siostrzyczką. Twoje patrzenie sercem jest naprawdę bardzo piękne. Co jeszcze potrafisz?

- Potrafię zobaczyć swojego prawdziwego rozmówcę, więc nikt mnie nie okłamie, ani się przede mną nie schowa, bo niewidzialność też wyczuję! Ale nie przerywaj, to mega ciekawe.

- Teoretycznie wystarczy Ci na mnie spojrzeć, a wszystkiego się dowiesz.

- Taaaaaak. Ale chcę to usłyszeć od Ciebie. Od Ciebie chcę się wszystkiego dowiedzieć. Będę słuchać z zamkniętymi oczami.

- To skąd wiesz, że Cię nie okłamię?

- Nie zrobisz tego, głuptasie. Przecież widzę.

- No dobra. Wyszłam z moją siostrzyczka, Anni...

***

- I tak wygląda moja historia.

- Jejku, Eri, ale Ty przeżyłaś! W porównaniu z Twoją opowieścią, to ja jestem niedoświadczony dzieciaczek! I dalej masz uraz do Hemi? - spytała z wypiekami na twarzy Idokraz, wedle przysięgi cały czas mając zamknięte oczy.

- Wiesz, to skomplikowane. Skrzywdziła mnie tak, jak nikt mnie nigdy nie skrzywdził, ale tak długo musiałyśmy znosić same siebie, tyle lat w jednym domu i pod jednym dachem...nauczyłyśmy się ze sobą współpracować. Potrafimy znaleźć wspólny język. Ale, żeby odbudować zaufanie, trzeba czasu. Mnóstwa czasu. Więc, co zrozumiałe, nigdy więcej nie stworzyłam z nią fuzji.

- Absolutnie się nie dziwię. Ale wiesz, nie mogę uwierzyć, że Hemi mogłaby zrobić coś takiego. Widziałam ją oczami Serandyt i mimo, że nie mogłam znać jej historii i czytać w sercu, bo to już nie ja, tylko Serandyt - to nie wydaje mi się, że ona..

- Ale tak się stało. Proszę, skończmy ten temat.

- Dobrze - powiedziała Ida i otworzyła oczy, jednak, kiedy zauważyła, że Erytryn płacze, zareagowała natychmiast.

- Erytryn, proszę, nie płacz, wszystko będzie dobrze. Przytuliłabym Cię, ale tylko duchem. Więc duchem Cie przytulam. Ale nie płakusiaj! Uśmiechnij się!

- Ido, jesteś naprawdę kochana. Jesteś superbohaterką - zaśmiała się przez łzy Erytryn i przytuliła Idokraz, mocząc jej włosy łzami. - Jak moja Anni...

Idokraz zadrżała.

- Eri, poczekaj. Powiedz, jakim Klejnotem jest Anni?

- Najpiękniejszym z najpiękniejszych, Idziu. Jest Annabergitem. Moim Annabergitem.

Coś w oczach Idokraz błysnęło dziwnym, nostalgicznym blaskiem.

- Eri...ja ja znam.

Erytryn, gdy tylko usłyszała te słowa, doznała takiego szoku, że nieomal nie przewróciła Idokraz na ziemię, jak kregla.

- Anni? Moją Anni? Jak, kiedy? Widziałaś ją? Co z nią?

- Eri, narwany Klejnocie, poczekaj. Tak, ja znam Eri. Uratowała mnie przed swoimi współżołnierkami. Uratowała mnie fuzją. Hiddenit.

Erytryn nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Jej siostra tu była. Uratowała Idokraz. Przed innymi Annabergitami. I to w dodatku fuzją. Taka młoda, a już była w fuzji!

- Dzięki niej żyję i mogę się tym życiem cieszyć. Ale wiesz, droga Eri, jeżeli nasze historie były straszne - a mówi Ci to niepoprawna optymistka - to ona przeżyła Apokalipsę.

Advertisement